Anel & Your Master

Anel & Your Master
Anel Chips Adolf I ma perma na google. Miszcz aka Diabelski Imperator THIS IS SPARTA ratuje sytuację.

niedziela, 1 czerwca 2014

Sobre el chico que no sabe ser libre, czyli nie każdy dorosły jest zły

Bo każde z nas jest trochę dzieckiem i zasługuje na mały prezent z okazji Dnia Dziecka.~
Treść odpowiednia dla czytelnika w (prawie) każdym wieku.
Pod czytanką dodatek specjalny.




Byłem niewolnikiem. Przez długi czas. Nie pamiętam niczego przed tym. Może urodziłem się już w niewoli? Nie znam też żadnego z moich rodziców. Od zawsze istniał tylko Pan.

Pan był... bardzo nerwowy, ale może to normalne u takich osób? Bił mnie często, ale zawsze na to zasłużyłem, na przykład nie wykonując swoich zadań tak, jak sobie tego życzył. Wielokrotnie powtarzał, że jestem niewątpliwie najgorszym niewolnikiem, jakiego widział świat. Skoro byłem złym sługą, to czy nadawałem się do czegokolwiek? Nie myślałem jednak o ucieczce. Nie znałem innego życia.

Któregoś wieczora, gdy woda, którą polałem Pana była odrobinkę za chłodna, wyrzucił mnie na dwór. Na całą noc, a nie był to najcieplejszy okres w roku. Marzłem, ale przecież z własnej winy. Poza tym mój Pan miał gest i nawet rzucił za mną dziurawy koc!

Siedziałem tak pod drzwiami, starając się zwinąć jak najbardziej, by nie tracić tak szybko ciepła, kiedy przez żywopłot otaczający posiadłość Pana zobaczyłem dwóch mężczyzn. No, mężczyznę z chłopcem trochę młodszym ode mnie, a miałem wtedy ze trzynaście lat. Obaj byli uśmiechnięci. Nigdy nie widziałem mojego Pana w takim nastroju. Łamiąc wszystkie ustalone przez niego zasady, uczepiłem się żywopłotu i krzyknąłem do chłopca. Chciałem wiedzieć, co robić, jak być dobrym niewolnikiem, by uszczęśliwić mojego Pana tak, jak on uszczęśliwiał swojego. Chłopiec się przestraszył i schował za swoim towarzyszem. Po chwili niepewnie zapytał, kim jest niewolnik. Mężczyzna spojrzał na mnie z dezaprobatą i powiedział, że są rodziną i niewolnictwa u nich w domu nie ma. Nie rozumiałem go. Jak to nie ma? To kim jest ten chłopiec? Czym jest rodzina?

Kiedy Pan wpuścił mnie z powrotem do domu, zdobyłem się na odwagę, by zadać mu te pytania. Spodziewałem się wymijającej odpowiedzi, że rodzina to jest to samo co niewolnictwo. On jednak się wściekł. Złapał mnie za kołnierz i stwierdził, że od dawna sprawiam tylko kłopoty i ma mnie dość. Z perspektywy czasu sądzę, że sam nigdy rodziny nie posiadał i dlatego moje pytanie tak go zdenerwowało. Wyprowadził mnie z domu i oddał... komuś.

Wylądowałem w dziwnym miejscu i nie byłem tam sam. Pierwszy raz w życiu wokół mnie było tyle osób. Każde z nas było tak samo zagubione. W większości byliśmy w podobnym wieku i jedynie kilku starszych chłopców wiedziało, co nas czeka. My, ze swoimi dziecięcymi umysłami (na tyle, na ile dziecięce mogą być umysły niewolników) nie chcieliśmy wierzyć, że już nigdy nie wrócimy do naszych Panów. Przecież oni nas potrzebowali! Kiedy jednak któregoś dnia wyprowadzono nas na ulicę i obcy ludzie, wyglądający i zachowujący się jak mój Pan, zaczęli się nam przyglądać i dotykać, zaczęliśmy wątpić. Strasznym grzechem jest wątpienie w swojego Pana i na pewno zostalibyśmy za to ukarani.

Każdego dnia wystawiano nas na pokaz i każdego dnia było nas coraz mniej. W końcu i na mnie przyszła pora.

Wzięła mnie kobieta. Miałem mieszane uczucia. Nigdy wcześniej nie miałem kontaktu z żadną kobietą. Ona jednak tylko mnie przytuliła, wcisnęła w garść kilka monet, powiedziała że jestem wolny i wyrzuciła mnie na ulicę. Miałem nie wracać.

Zostałem porzucony. Przez Pana. Przez osobę, która miała go zastąpić. Włóczyłem się po ulicach, których w życiu na oczy nie widziałem. Szybko straciłem otrzymane monety, zanim nawet zdążyłem sobie uświadomić, że mógłbym je wymienić na coś do jedzenia. Byłem głodny i zmarznięty. Czasem ktoś rzucił mi kawałek chleba, ale nawet w porównaniu z posiłkami u Pana były to raczej mizerne porcje.

Mimo że w taki sposób spędziłem zaledwie tydzień, miałem wrażenie, że to był przynajmniej miesiąc. A potem... potem pojawił się On.

Na pierwszy rzut oka wyglądał zupełnie jak wszyscy inni bywalcy tej ulicy. Trochę poobdzierany, zakurzony i chudy. Był opalony i miał jasne włosy. Mimo że sprawiał wrażenie włóczęgi, ze zniesmaczeniem patrzył na nas, żyjących tam. Starał się za bardzo nie rozglądać. Patrzyłem na niego spode łba, nie chciałem kłopotów, ale towarzystwo też nie było mi potrzebne. Opuściłem głowę na moment, a kiedy z powrotem ją podniosłem, stał tuż przede mną, pochylając się. Jego twarz była zdecydowanie za blisko. Odruchowo chciałem się odsunąć, ale siedziałem pod samą ścianą. Zapytał czy nie chciałbym mieć zajęcia i dachu nad głową. Wzruszyłem ramionami, ale wstałem. I tak nie miałem nic lepszego do roboty...

Casyan, bo tak miał na imię, jak się potem dowiedziałem, zaprowadził mnie do swojego domu. Dopiero tam upewniłem się, że może rzeczywiście nie jest najbogatszy, ale wcale też nie biedny.

Zaczął od umycia mnie. Krzyczałem, bo woda nie kojarzyła mi się z czymś, czego powinienem dotykać. Jego silne ręce nie pozwalały mi na ucieczkę, więc w końcu się poddałem. Następnie ubrał mnie w coś, co nawet nie miało dziur! Z nieufnością patrzyłem, jak przygotowuje posiłek. Wydawało mi się nienormalne, że ktoś miałby gotować dla niewolnika. No chyba, że chciałby go otruć... albo raczej siebie, żeby potem wina spadła na niewinnego sługę. Jednak jedzenie Casyana mnie nie zabiło i na pewno było najlepszym, które kiedykolwiek jadłem.

Przez cały czas milczeliśmy i ta cisza była naprawdę niezręczna. Nie wiedziałem jak się zachować i ciągle uciekałem wzrokiem na boki. Kiedy już prawie zasypiałem nad stołem, Casyan zaprowadził mnie do najprawdziwszej, dużej sypialni i kazał mi położyć się w łóżku. Niewolnik w łóżku? To musiał być jakiś podstęp. Casyan jednak był nieugięty, a mnie nauczono słuchać. A jak już w nim wylądowałem, to nie miałem siły, by się z niego ruszyć. Następnego dnia mój wybawca, jak go potem zacząłem nazywać, był pierwszą „rzeczą” jaką zobaczyłem po przebudzeniu. Wystraszył mnie, ale jego spokojny uśmiech sprawił, że nie uciekłem. Zapytał, czy chciałbym u niego zostać na stałe. Obiecał ustalić konkretne zasady, świadomy, że inaczej nie potrafię żyć. Tak jak za pierwszym razem, wzruszyłem ramionami. Co miałem zrobić? Znalazł mnie. Chciał mi dać cel w życiu. Lepsze to niż siedzenie na ulicy i czekanie na Pana, który raczej się nie pojawi...

Pierwsze dni pamiętam bardzo dokładnie. Było spokojnie, chociaż ciągle chodziłem wystraszony i podskakiwałem słysząc głos Casyana. Bałem się, mimo że ani razu nie podniósł na mnie ręki. Po kilku tygodniach zacząłem go testować. Z sercem w gardle stłukłem talerz. Casyan jednak bardziej przejął się tym, ze mogłam się skaleczyć. Uciekłem z domu na trzy dni. Błąkałem się, mając nadzieję, że uda mi się trafić z powrotem. Dopadły mnie wątpliwości. Zrobiłem coś tak głupiego... Co jeśli Casyan naprawdę wyrzuci mnie z domu? Chciałem tam mieszkać, to było dobre miejsce. Kiedy w końcu pojawiłem się na progu, on tylko westchnął i poprosił, żebym więcej tak nie znikał, bo się martwił. Przeprosiłem go od razu, błagając, by mnie nie wyrzucał. Zaśmiał się, po czym powiedział, że nawet nie miał zamiaru. Zacząłem się przyzwyczajać.

Życie z Casyanem w niczym nie przypominało życia u boku mojego Pana. Casyan był miły i chciał ze mną rozmawiać. Pytał mnie o przeszłość, ludzi, z którymi się zetknąłem, w tym i o Pana. Traktował mnie jak równego sobie, mimo że trochę mu usługiwałem. Niektórych nawyków nie da się pozbyć ot tak, chociaż bardzo się starał pokazać mi, że naprawdę nie muszę wykonywać wszystkich prac w domu.

Lubiłem na niego patrzeć, szczególnie, kiedy robił coś, czego ja nie potrafiłem. Kiedyś pisał list i widząc ciekawość w moich oczach zaproponował, że nauczy mnie pisać i czytać. Nie byłem pewny czy to dobry pomysł, ale skoro tego sobie życzył... Początki były straszne, ale cieszę się, że to zrobił.

Żyliśmy tak w spokoju dwa lata i myślę, że byłem szczęśliwy. Może to właśnie była ta mistyczna rodzina, o której wspomniał mężczyzna tamtej pamiętnej nocy? Zapytałem o to Casyana a on, uśmiechając się smutno potwierdził. Nie zapytałem dlaczego jest smutny, nie sprawiał wrażenia chętnego do rozmowy o tym. Ważne było to, że zwykle w moim towarzystwie był raczej radosny.

Któregoś dnia przyszedł do niego list. Niby nic dziwnego, ale czytając go nagle zbladł. Zgniótł papier i wciskając go sobie do kieszeni powiedział, że wychodzi, ale wróci. Że mam czekać. Po tym jakby się zawahał, przytulił mnie szybko i wyszedł, trzaskając drzwiami.

To było rok temu.

A ja czekam, bo o to prosił. Ufam mu. Skoro powiedział, że wróci, to wróci. I będę czekał na ten dzień, choćbym miał resztę życia spędzić w tym domu samotnie.



~☆~







Anel
onii-sama

Miszczu
impreza z onii-samą
ej robimy
idę po obrazki

Anel
siostra już leci nam wpierdolić

Miszczu
siostrom wstęp wzbroniony, wynajmę ochronę

Anel
onii-sama się skończył

Miszczu
koniec imprezy
bardzo dobrze
bo ten koleś taki sztywny
normalnie jak ja

Anel
pasujecie do siebie

Miszczu
nie dożyję do rana, siostra mnie znajdzie

Anel
nie martw się
to ja to powiedziałam, obie mamy problem

Miszczu
hahaha
faktycznie
masz przejepane

(...)

Anel
przepraszam siostra mnie znalazła

Miszczu
KRYĆ SIĘ

(...)

Miszczu
Anel złóż coś w ofierze onii-samie
możesz być ty

Anel
siostra by mnie ścigała nawet po śmierci
jakbym się złożyła w ofierze onii-samie

Miszczu
onii-sama cię ochroni


Tej pięknej nocy z 31.05 na 1.06 Ofdupe uznało kolejną religię, jaką jest Oniisamizm, kult jedynego słusznego Onii-samy. Jak można nie czcić takiej wyjątkowej persony? Nawet jego własna siostra go czci, mimo że nie jest dobrym apostołem. Niedługo zamorduję wszystkich innych fanów wyznawców. Aczkolwiek Ofdupe wierzy, że pełen miłości do swoich wiernych wyznawców powstrzyma swą zaborczą młodszą siostrę. Taki Onii-sama nie trafia się codziennie. Onii-sama jest dziś królem. Każdy powinien dostać Onii-samę na dzień dziecka.

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a Onii-samy bym nie miał, byłbym niczym. Onii-sama jest miłością. Onii-sama nigdy nie ustaje. Jak proroctwa, które się nie kończą. Onii-sama jest nieskończony, jak ta przewalona ósemka.

Modlitwa dla wyznawców nowych i starych również~

O wybacz mi, wszechmocny Onii-samo. Wybacz, bo nie wiem, co mówię. Ześlij na mnie swą łaskę i oświeć w chwilach wzmożonego wysiłku psychicznego.



Onii-sama jest najlepszy.




Miszczu
jednak onii-sama jest nieosiągalny, nie możemy się rysować w jego towarzystwie
a może onii-sama wychodzi na przeciw swojemu ludowi?
onii-sama z pewnością wychodzi mi naprzeciw ze słownikiem



P.S.
Żarty na bok, siostra wczoraj zepsuła całe orange w Gdyni ze złości.
Uważajcie, wyznawcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zBLOGowani.pl