Anel & Your Master

Anel & Your Master
Anel Chips Adolf I ma perma na google. Miszcz aka Diabelski Imperator THIS IS SPARTA ratuje sytuację.

niedziela, 5 października 2014

Co przyniesie jutro

Opowiadanie zostało napisane ponad dwa lata temu, celem jego istnienia było załapanie się do pierwszych Opowiadań Kotori. Co, jak doskonale widać, nie wyszło. Wcześniej było na innym Anelowym blogu, który został zamknięty, a że OFDupe to mój nowy kącik literacki...
Prawdopodobnie większość zainteresowanych moimi tekstami (założenie, że to więcej niż trzy osoby) już dawno ma go za sobą, ale nieważne, zapraszam do czytania. Acz żadne zmiany w treści od momentu publikacji w Czytelni Kotori nie zaszły.
Opowiadanie tylko dla dorosłych.


~☆~


Siedziałem w klubie z Vincentem, jego dziewczyną Reidą i jej znajomymi ze studiów. Nudziłem się straszliwie, ale obiecałem Vincowi, że nie ucieknę i przetrwam całą noc w towarzystwie Reidy. Na szczęście miał chociaż świadomość, że za nią nie przepadam, delikatnie mówiąc. Była strasznie sztuczna, udawała kogoś, kim nie jest i miała zdecydowanie zbyt wysoką samoocenę. Patrzyła na wszystkich jak na robactwo, które trzeba zniszczyć. Ponadto podejrzewałem, że zdradza Vinca. Szkoda, że nigdy nie chciał mi uwierzyć...

– I wtedy Laya powiedziała, że Alex niesamowicie dobrze całuje! – opowiadała Reida przy akompaniamencie chichotów swoich koleżanek i kolegów. Przewróciłem oczami i wstałem, kierując się w stronę baru. Kupiłem kolejne piwo i, opierając się o kontuar, przyglądałem się grupie przy stoliku. Reida akurat żywo gestykulowała, aż osoby siedzące najbliżej odsunęły się lekko, by nie stracić zęba.

Szkoda, że miała tak straszny charakter, bo w gruncie rzeczy można by ją uznać za ładną dziewczynę. Długie brązowe włosy, zgrabna figura, śliczne, błękitne oczy, odpowiednio wysoka... Jednak nie rozumiałem, co Vinc w niej widzi. Dobrze, wyglądała przyzwoicie, ale przecież nie znał jej od wczoraj i doskonale wiedział, jaki miała charakter! Cóż, mówią, że miłość jest ślepa...

Przeniosłem wzrok na mojego przyjaciela, omijając dwóch kolegów Reidy, którzy wyglądali, jakby chwilę przed spotkaniem opuścili solarium. Jeśli idzie o Vinca... nie miałem problemu ze stwierdzeniem, dlaczego podobał się dziewczynom. Niby niczym się nie wyróżniał i urodę miał dość przeciętną, ale było w nim to nieuchwytne i wyjątkowe coś. Blond włosy okalały smukłą twarz, w niezwykle zielonych oczach widać było inteligencję. Wysportowany i wysoki – istny ideał! Uśmiechał się do wszystkich i zwykle sprawiał wrażenie zainteresowanego tym, co jego rozmówca mówił. Jednak tamtego dnia wyglądał na tak samo znudzonego jak ja. Nasze spojrzenia spotkały się na moment. Lekko kiwnąłem głową w jego stronę. Vinc wstał, przeprosił towarzystwo i podszedł.

– Piwo – powiedział krótko do barmana. Kiedy dostał swoją butelkę, odwrócił się do mnie.
– Za koniec tej nudy i zdecydowanie ciekawszą noc? – zaproponował, wznosząc naczynie w moim kierunku. Uśmiechnąłem się. Ciekawa noc w wykonaniu Vinca? Och, to mogło oznaczać tylko jedno!
– Oczywiście – odparłem, stukając swoją butelką w jego. Pociągnąłem spory łyk piwa i po raz kolejny zacząłem tą samą rozmowę.
– Vinc... ona się tobą bawi.

Spojrzał na Reidę, która akurat przymilała się do jednego ze swoich plastikowych kolegów, wieszając się na nim całym ciałem. Westchnął zirytowany.

– Daryenie, do cholery, nie. Powiedziała, że mnie kocha. Nie mam powodu, by jej nie wierzyć.
– Faktycznie. Nie masz powodu. Żadnego – odparłem sarkastycznie. – Wygląda na taką wierną!
– Jesteś wredny. I zazdrosny. Nie cieszysz się moim szczęściem! Znamy się tyle lat, a ty nadal nie ufasz moim osądom!
– Może mam powód? – zasugerowałem. Przysięgam, nie powinienem przeżyć spojrzenia, którym mnie obdarzył.
– Znajdź sobie w końcu jakiegoś partnera, zamiast mieszać się w moje życie.

Z hukiem odstawił butelkę na blat i odszedł z powrotem do stolika. Policzyłem do dziesięciu, by trochę się uspokoić. Zawsze to samo, chcę mu pomóc, a on twierdzi, że potrzebuję partnera. Westchnąłem zrezygnowany, tęsknie patrząc na wyjście. Ruszyłem za Vincem, przecież obiecałem.

– ...wszyscy do Vinca! – usłyszałem urywek wypowiedzi Reidy. – Prawda, kochanie, że nie masz nic przeciwko? – zapytała, zalotnie mrugając i przyciągając jego twarz do swojej. 
– Oczywiście, moja piękna – odparł blondyn, całując ją. Przewróciłem oczami. Nawet na niego nie patrzyła, tylko rzucała wymowne spojrzenia na plastikowego kolegę siedzącego za Vincem!
– Ryen, pójdziesz z nami? – zapytał mój przyjaciel, patrząc znacząco. Wzruszyłem ramionami i przywołałem na usta najradośniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
– I tak nie mam nic innego do roboty.
– Nie dziwię się! – podchwyciła Reida. – W końcu jesteś samotny!

Zgromiłem ją wzrokiem, jednak grupa uznała jej wypowiedź za doskonały żart. Nim znalazłem jakąś sensowną ripostę w głowie, Vincent już wyprowadzał grupę na zewnątrz. Szedłem ostatni, pilnując, by plastikowi chłopcy nie stoczyli się na ulicę. Poważnie, jak bardzo można się upić w ciągu dwóch godzin?!

W końcu, po wielu trudach, zarzyganym chodniku i kilku nienawistnych spojrzeniach ze strony mijanych ludzi, dotarliśmy do mieszkania Vinca. Z westchnieniem opadłem na kanapę stojącą w centralnej części salonu. Spod półprzymkniętych powiek patrzyłem, jak Reida tanecznym krokiem, niby przypadkiem zahaczając biodrem o jednego z plastikowych (Vinc oczywiście nic nie zauważył), podchodzi do odtwarzacza i go włącza. Z głośników popłynęły kojące dźwięki jakiejś rockowej piosenki. Zacząłem się powoli odprężać i nawet nie zauważyłem, kiedy obok mnie usiadł inny plastikowy chłopiec. 

Chyba przysnąłem na moment, bo kiedy otworzyłem ponownie oczy, tuż nad moją twarzą znajdowała się twarz owego chłopca. Jedną rękę położył na oparciu kanapy, drugą próbował rozpiąć mi spodnie. Policzyłem do trzech, by nie zrobić mu zbyt wielkiej krzywdy, po czym kopniakiem zrzuciłem go na podłogę. W pokoju nagle nastała cisza, nawet piosenka się skończyła.

– Myślałem, ż-że skoro jes-jesteś gejem, to... no wiesz – wymamrotał, patrząc na mnie niezrozumiale. Oczy mu się szkliły, sądziłem, że był jedną z tych najbardziej pijanych osób. Moją uwagę przykuła tylko jedna rzecz w jego wypowiedzi. Odwróciłem się. Ujrzałem Vincenta dokładnie tam, gdzie się spodziewałem. Stał kawałek za kanapą, jedną ręką obejmował uśmiechniętą złośliwie Reidę, w drugiej trzymał butelkę z piwem. Skutecznie unikał mojego wzroku. Chyba się mnie bał, niesłusznie zresztą. Podszedłem bliżej i zmusiłem go, by na mnie spojrzał.

– Vinc, prosiłem cię raptem o jedną rzecz, a ty akurat to musiałeś wypaplać swojej głupiutkiej dziewczynie! – powiedziałem, kiepsko panując nad głosem. Naprawdę nie lubiłem, kiedy ktokolwiek rozmawiał na temat mojej orientacji. Wolałem poznawać innych nie mając przyklejonej etykietki, która znakomitą większość społeczeństwa odstraszała. 
– Przepraszam... ja...
– Bo wiesz, Dar, mówimy sobie o wszystkim – wtrąciła Reida, przytulając się do Vinca.
– O wszystkim? – zapytałem sceptycznie. – Czyli Vincent wie o twojej bardzo bliskiej znajomości, hmm... no na przykład z nim? – dodałem, wskazując na jednego z plastikowych. Reida z oburzeniem wciągnęła powietrze.
– Obrażasz mnie! – krzyknęła, podchodząc bliżej. – Jak śmiesz sugerować mi zdradzanie Vinca? Może na niego lecisz i czekasz tylko, aż się rozstaniemy? Dobrze wiem, że chciałbyś być taki jak on! To, że fizycznie jesteś do niego podobny nie znaczy jednak, że nagle wszyscy cię polubią!

Zabrakło mi słów. Wielu rzeczy mogłem się po niej spodziewać, ale oczekiwałem nieco większego taktu. 

– Szukasz wymówki, by go rzucić dla jednego ze swoich kolegów? – odparłem po chwili. – Nie krępuj się, możesz dać nam pokaz tego, co potrafisz najbardziej.

Uderzyła mnie w twarz. Jeden z jej pierścionków rozciął mi wargę i czułem krew spływającą mi do ust. Nie jestem z tego dumny, ale przez głowę przemknęła mi myśl o oddaniu jej, czego oczywiście nie uczyniłem.

– Daryenie, myślę, że przesadziłeś – powiedział cicho Vinc. – Przeproś ją.
– Nie czuję się winny – odparłem zimno.
– Wynoś się. Natychmiast.
– Jak sobie życzysz. Tylko postaraj się nie przybiegać do mnie z płaczem, jeśli zrozumiesz, że żadne z moich słów nie było kłamstwem. Miłej nocy.

Po tych słowach złapałem swoją kurtkę i wyszedłem. Nie żałowałem tego, co powiedziałem Reidzie, mimo że było to mało kulturalne. Żałowałem za to Vinca. Chciałem, by w końcu przejrzał na oczy i jednocześnie miałem nadzieję, że brązowowłosa nie wdepcze jego serca w ziemię. Przynajmniej nie będę miał aż takich wyrzutów sumienia, przecież próbowałem go ostrzec...

Kiedy otworzyłem drzwi od klatki schodowej, uderzyło mnie chłodne, nocne powietrze. Jak na początek lata było zdecydowanie za zimno. Włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem w stronę własnego mieszkania. Zastanawiałem się nad zachowaniem Vinca. Po raz pierwszy postawił kobietę nade mną. Normalnie pewnie cieszyłbym się razem z nim, ale Reida... ona... nie była dla niego wystarczająco dobra. Mógł wybrać każdą inną dziewczynę. Każdą!

Jakiś słaby głosik w mojej głowie podpowiedział, że może każda dziewczyna byłaby nieodpowiednia. Stanąłem jak wryty na środku ulicy. Wokół było bardzo cicho, słyszałem tylko bicie własnego serca. Nigdy w ten sposób nie pomyślałbym świadomie o swojej niechęci do Reidy... i może innych dziewcząt. Nie, to przecież nie mogła być prawda. Wiedziałbym, gdyby ta braterska miłość ewoluowała w coś głębszego. Vincent był moim przyjacielem. Tylko przyjacielem. 

Och, jakiż ja byłem głupi tamtej nocy...

Wolno ruszyłem przed siebie, nie zastanawiając się już nad niczym. W domu wziąłem tylko prysznic i poszedłem do łóżka. Zasnąłem niemalże od razu i po raz pierwszy od dawna miałem sen.

Pełen był nijakich dziewczyn, z którymi Vinc kiedykolwiek się umawiał lub miał zamiar. Żadna nie była wystarczająca, nawet on to czuł. Wielokrotnie mu sugerowałem, że może kobiety to nie to, czego potrzebuje. Zbywał mnie śmiechem, bo i czego innego mógł potrzebować? Jednak z każdą napotkaną dziewczyną zastanawiał się intensywniej nad moimi słowami. W końcu doszedł do wniosku, że mogę mieć rację i chciał się upewnić, a któż byłby lepszą osobą do takich testów od najlepszego przyjaciela? Zgodziłem się więc na wszystko, czego tylko by chciał. Wolno do mnie podszedł, zbliżył dłoń do mojego policzka... Jednak zanim mnie dotknął, gwałtownie się obudziłem, siadając. Byłem zszokowany, a serce waliło mi, jakbym przebudził się z przerażającego koszmaru. Skoro śnią mi się takie rzeczy, to zdecydowanie coś ze mną musi być nie tak.

Zaśmiałem się. Siła autosugestii, a nie nienormalność! Dzień wcześniej zastanawiałem się czy takie uczucia z mojej strony są w ogóle możliwe, więc mi się to przyśniło. Zdarza się. Ponowne zaśnięcie zajęło mi trochę więcej czasu, ale przynajmniej nic więcej mi się nie przyśniło. 

Kiedy znów się obudziłem było wczesne popołudnie. Wziąłem prysznic, a następnie przygotowałem sobie śniadanie. Z kanapką i kubkiem kawy zasiadłem nad notatkami. Zbliżały się egzaminy, a ja jak zwykle zajmowałem się rzeczami, które nie były stosunkowo istotne.

Tym razem myśli uciekały w stronę Vinca. Jakaś część mnie sądziła, że powinienem przemyśleć to wszystko, ale... jak zwykle, przegrała z częścią „udawaj, że nic się nie stało”. Zmusiłem się do skupienia zaskakująco skutecznie. Może część od dokładnego rozważenia snu coś przewidywała? Dobra, to głupie. Mój umysł nie jest podzielony na dwie indywidualnie myślące części i nigdy nie był. 

Aż do zapadnięcia zmroku przerwy w nauce robiłem jedynie w celu odwiedzenia toalety lub zrobienia herbaty. Kiedy jednak zrobiło się ciemno, stwierdziłem, że wystarczy. Ledwo odłożyłem notatki, włączyłem muzykę i usiadłem, by się rozluźnić, gdy usłyszałem pukanie. Zdziwiłem się. Nie spodziewałem się żadnych gości, w końcu był sobotni wieczór i tylko ja byłem na tyle szalony, by siedzieć samemu w domu i się uczyć. Niechętnie wstałem i otworzyłem drzwi. Zamarłem. 

– Vinc – powiedziałem, marszcząc czoło. – Co tu robisz?
– Ja... Reida... – głos mu się załamał. Zauważyłem, że jego oczy były delikatnie zaczerwienione i cały lekko się trząsł.
– Co się stało? – zapytałem, zanim jeszcze wpuściłem go do środka. Chciałem wiedzieć z jakiego powodu mam rozpaczać bądź udawać, że łączę się z nim w bólu.
– Rozstałem się z Reidą – odparł krótko, bezceremonialnie przepychając się obok mnie i kierując w stronę barku z alkoholem. Zamknąłem drzwi patrząc, jak szuka odpowiedniej butelki. Po chwili odwrócił się na moment w moją stronę, oczekując odpowiedzi.
– Yyy... – zawahałem się. Jedyne, co przychodziło mi na myśl to „wow, nareszcie”, a nie wypadało mi tego powiedzieć. W końcu jednak odezwałem się trochę niepewnie. – Dlaczego?
– Przespała się z tym... swoim kolegą, nie wiem jak go zwą. W... mojej sypialni! – oburzył się, odkorkowując butelkę najlepszego wina, które miałem w domu. Westchnąłem, w myślach wyrażając nadzieję, że chociaż się ze mną podzieli.
– Mam nadzieję, że wypędziłeś ich z domu – powiedziałem, siadając. Vinc wyjął jeszcze jedną butelkę, po czym spoczął obok mnie. Podał mi wcześniej wyjęte wino. Spojrzałem na niego z wdzięcznością. Wyglądał tak smutno i żałośnie, że chciałem go pocieszyć, przytulić, ucałować... Cholera!

Tymczasem Vinc zaczął coś mówić, więc czym prędzej skupiłem się na jego słowach. To była zła pora na rozmyślanie.

– Tak, oczywiście, wyrzuciłem ich... Reida... nawet nie wyglądała na bardzo zrozpaczoną z powodu zostania przyłapaną! Ja... przepraszam, że Ci nie wierzyłem... głupio mi teraz.
– Daj spokój. Nie chciałeś wierzyć. Też bym nie chciał.

Vinc pokiwał głową, patrząc na butelkę. Po chwili podniósł ją do ust. Pojedyncza kropla wina spłynęła w dół po jego brodzie, dziwnym trafem spadając pod koszulę...

Odwróciłem wzrok. Nie chciałem w ten sposób odbierać takich prostych wydarzeń. Czułem, że powinienem się upić, by przestać myśleć. Zrobiłem dokładnie tak, jak zaplanowałem. Obaj zrobiliśmy...

Przez kilka kolejnych godzin zdążyliśmy osuszyć trzy butelki wina i przynajmniej litr alkoholu bliżej nieznanego pochodzenia. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, często wspominając dobre chwile z Reidą (o dziwo nie było ich aż tak mało) i dawne dziewczyny Vinca. Co jakiś czas rzucałem ukradkowe spojrzenia w jego stronę, próbując sprawdzić czy jest gotowy na rozmowę o moim śnie. Wiedziałem, że dla żadnego z nas nie byłaby ona przyjemna, szczególnie dla niego. Któż mógłby się ucieszyć, że jego przyjaciel-gej patrzy na niego w sposób inny niż powinien? Z drugiej strony... nadal miałem delikatne wątpliwości co do tego czy powinien wiedzieć. Był moim przyjacielem od tak dawna... 

Kiedy myślałem nad wszystkimi za i przeciw, Vinc podjął próbę wstania. Nieudaną. Przewrócił się na mnie w bardzo dziwny sposób, ocierając dłonią o moje krocze. Ocierając, nie uderzając. Jego twarz znalazła się blisko mojej. Za blisko...

Chrząknąłem, próbując go delikatnie odepchnąć, ale on na to nie pozwolił. Zresztą wiadomo ile siły ma pijany człowiek, więc może to nie była kwestia jego nastawienia.

– Czy mógłbyś... – zacząłem.
– Nie – szepnął, po czym... pocałował mnie.

Jego wargi były tak cudownie ciepłe. Czułem delikatny posmak wina, chociaż w tamtej chwili się nad tym nie zastanawiałem. Pocałował mnie. Naprawdę to zrobił. Kiedy oderwał się od moich ust (całkiem szybko), wstał i wziął mnie za rękę. Bezwiednie pozwoliłem się zaprowadzić do sypialni. Popchnął mnie na łóżko i ściągnął ze mnie koszulkę, klękając między moimi nogami. Dopiero wtedy lekko oprzytomniałem, bo mimo że poniekąd tego chciałem, miałem świadomość, iż Vinc raczej nie.

– Co ty... dlaczego?... czy ty... – Miałem „drobne” problemy z wysłowieniem się. Tamten krótki pocałunek zupełnie rozproszył moje myśli.
– Ryen, proszę – odparł cicho. – Naprawdę. Potrzebuję tego. Potrzebuję... ciebie.

Chciałem zaprotestować, ale nie pozwolił na to, zamykając mi usta kolejnym pocałunkiem. Jego chłodne dłonie powoli zsuwały się coraz niżej, drażniąc moją skórę. Opór i niechęć do zrobienia czegoś przeciw prawdziwym chęciom Vinca zostały stłumione przez pożądanie. 

Powoli zaczynało mi się robić zbyt ciasno w spodniach, a Vinc nie miał zamiaru mi pomóc. Był zdecydowanie bardziej zainteresowany obsypywaniem mojej klatki piersiowej wilgotnymi pocałunkami. W końcu, kiedy dyskomfort stawał się nie do zniesienia, zabrał się za rozpinanie moich spodni. Wydawało mi się jednak, że zdecydowanie za wolno się tym zajmuje, więc... pozwoliłem sobie przejąć inicjatywę.

Złapałem go za ramiona i przewróciłem. Wyglądał na zaskoczonego tym nagłym ruchem. Szybko pozbyłem się swoich spodni oraz jego ubrań. Po chwili wisiałem nad Vincem w bokserkach, samemu będąc też jedynie w bieliźnie. 

Chciałem, by ta chwila trwała nieco dłużej, bym miał więcej czasu na zapamiętanie drobnych szczegółów. Nie wiem jakim cudem takiej myśli udało się przebić przez podniecenie. Skupiałem wzrok na jego uroczo rozsypanych włosach, lubieżnym spojrzeniu i zagryzanych wargach dosłownie na sekundy, nie pozwolił mi na dokładniejsze przyglądanie się. 

Jedną dłonią przyciągnął moją głowę do siebie, by wpić się w moje usta, druga zaś zanurkowała w moich bokserkach. Wydałem z siebie jęk przytłumiony pocałunkiem, gdy jego palce nieśmiało dotykały mojej stwardniałej męskości. Przemknęła mi przez myśl ironia tej sytuacji. Przez cały wieczór Vinc był taki pewny siebie, zdecydowany, a teraz nagle w jego ruchach pojawiła się nieśmiałość!

Fakt faktem, było to tylko chwilowe zawahanie. Oderwałem się od niego, by pozbyć się bielizny. W tym czasie zachęcająco wypchnął swoje biodra ku górze, a w jego oczach widać było tylko żądzę. Znów skupiłem wzrok na szczegółach. Wyraźne wybrzuszenie z przodu bokserek, które ciągle miał na sobie, dobrze umięśniony brzuch i uda, idealne pośladki. Subtelnie pogładziłem jego męskość przez materiał, na co odpowiedział cichym jękiem. Jego mięśnie zadrżały. Jednym zamachem ściągnąłem z niego ostatnią część odzienia i przygniotłem go swoim ciężarem. Zbliżyłem swoją twarz do jego i, patrząc mu w oczy, zapytałem po raz ostatni:

– Vinc... jesteś pewny?

Zamiast się odezwać, pocałował mnie znów. Delikatniej niż poprzednio, ale czułem, że nadal tego chce. A może tylko mi się wydawało...

Dość brutalnie przewróciłem go na brzuch. Przejechałem palcem wzdłuż jego kręgosłupa. Lekko rozchyliłem jego pośladki i po chwili już w nim byłem. Jęknął cicho, może z rozkoszy, a może z bólu. W tamtej chwili już mnie to nie interesowało.

Zapomniałem, że w ogóle miałem jakiekolwiek zastrzeżenia. Liczyło się tylko to, że mam pod sobą kochanka, który był jednocześnie moim najlepszym przyjacielem. Kochanka, który na każde moje pchnięcie odpowiadał coraz głośniejszymi jękami. Kochanka, który niewątpliwie po raz pierwszy w taki sposób spędzał noc z innym mężczyzną. I wreszcie kochanka, który dochodził z moim imieniem na ustach. 

Padliśmy obok siebie, zmęczeni do granic możliwości. Vincent ułożył swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Podziękował mi szeptem, po czym zasnął. Zanim poszedłem w jego ślady, pomyślałem, że zapewne już rano obaj będziemy tego żałować...

Następnego dnia znów obudziłem się o nieprzyzwoicie późnej godzinie. Z lekkim bólem głowy. Przez kilka sekund wodziłem wzrokiem po suficie, jakby nie pamiętając co się stało poprzedniego wieczora. Dopiero potem wszystko wróciło. Kątem oka spojrzałem na śpiącego przyjaciela. W jego jasnych włosach odbijały się pojedyncze promienie słońca, a na twarzy malował się spokój. Westchnąłem z ulgą, widząc, że przynajmniej sen nie dostarcza mu nieprzyjemnych wrażeń. Bałem się momentu, w którym się obudzi i będzie chciał porozmawiać. Albo tego, że nie będzie chciał.

Z ociąganiem wstałem, nie chcąc spędzić w łóżku więcej czasu, niż było trzeba. Wygrzebałem z szuflady bokserki, w kuchni nalałem sobie soku i usiadłem, by tępo wpatrywać się w wyłączony ekran telewizora. Mimo świadomości, że powinienem siedzieć nad notatkami, nie byłem w stanie się do tego zmusić. Nawet nie myślałem o poprzednim wieczorze, po prostu siedziałem i patrzyłem. Dopiero później do głosu doszło sumienie.

Wiedziałem, że nie powinno dojść do tego, do czego doszło. Nie w taki sposób. Nie kiedy przynajmniej częściowo kierował nami alkohol. Nie w ramach poprawienia nastroju po rozstaniu. Ukryłem twarz w dłoniach, próbując znaleźć jakiekolwiek pozytywne strony tej sytuacji. W takiej pozycji zastał mnie Vincent. Chrząknął cicho, by zwrócić moją uwagę. Podniosłem wzrok. Uśmiechał się niepewnie, jakby lekko wystraszony. 

– Dzień dobry – powiedział jak gdyby nigdy nic. 
– Vinc, ja... – zacząłem wstając, ale pokręcił głową.
– Zanim przeprowadzimy tą niewątpliwie trudną rozmowę, wolałbym wziąć prysznic. Nie czuję się zbyt... komfortowo.

Zarumienił się lekko, a ja spojrzałem na niego ze zrozumieniem, zawstydzony, że sam o tym nie pomyślałem. Kiedy zamknęły się za nim drzwi od łazienki, powróciłem do użalania się nad sobą. Jednak nie było mi dane na długo skupić się na tym zajęciu. Po chwili usłyszałem pukanie. Wstając wciągnąłem pospiesznie koszulkę, która na szczęście leżała na oparciu kanapy i poszedłem otworzyć. 

– Yyy... – mało inteligentnie powitałem gościa. W życiu nie spodziewałem się akurat Reidy na progu swojego mieszkania.
– Cześć – powiedziała taksując mnie spojrzeniem. – Czy... zastałam u ciebie Vinca?

Zmrużyłem oczy, niezadowolony. Mogłem się tego spodziewać.

– Bierze prysznic. Czego od niego chcesz?
– Chciałam... porozmawiać. Mogę wejść?

Była dziwnie spokojna i zaskakująco miła. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w taki sposób w stosunku do mnie. Zaskoczony pozwoliłem się minąć. Dziewczyna niepewnie usiadła na brzegu kanapy.

– Chcesz coś do picia? – zapytałem. Nie chciałem być złym gospodarzem, skoro gość był grzeczny.
– Nie, dziękuję – odparła uprzejmie, rozglądając się po pokoju. Uświadomiłem sobie, że to pierwszy raz, kiedy znajduje się w moim mieszkaniu. – Ryen, ja... chciałam cię przeprosić. Nie powinnam czynić przytyków w stosunku do twojego życia prywatnego, a już szczególnie orientacji. Zwłaszcza, że nie od ciebie się o tym dowiedziałam. Jest mi naprawdę głupio, że tak długo zachowywałam się jak ostatnia szmata. Zarówno ty jak i Vinc jesteście niesamowitymi mężczyznami i powinnam was traktować z należytym szacunkiem. Nie wypada mi o to prosić, ale wybacz mi.

Oniemiałem. Dobrze, że za moimi plecami znajdowała się ściana, bo niechybnie bym upadł. Reida i poczucie winy, coś takiego... Nigdy nie słyszałem, by kiedykolwiek wcześniej kogokolwiek przeprosiła. W najśmielszych snach nie oczekiwałem, że zrozumie swoje błędy.

– Ja... hmm... skąd u ciebie tak nagła chęć otrzymania wybaczenia? – zapytałem po chwili. Reida odwróciła wzrok. Widziałem, że ta rozmowa sprawia jej trudność, ale byłem w stanie to zrozumieć. Ciężko z dnia na dzień stać się innym człowiekiem.
– Wczoraj, kiedy Vinc nakrył mnie z Torem... gdy... zakończył naszą znajomość... zrozumiałam, jaka byłam głupia. Żaden inny mężczyzna poza Vincentem nie jest w stanie dać mi takiego poczucia bezpieczeństwa i stabilności psychicznej. Do tego... naprawdę jest świetną osobą. Zresztą komu jak komu, ale tobie nie muszę tego tłumaczyć, przecież sam doskonale o tym wiesz! – zaśmiała się nerwowo. – Wiem, że jego już zupełnie nie powinnam prosić o wybaczenie, ale... Daryenie, naprawdę go kocham. 

Ukryła twarz w dłoniach. Czułem, że mówi szczerze. Miałem nadzieję, że tak było... ale znów jakaś część mnie liczyła, że wszystkie jej słowa są jakimś nieśmiesznym żartem. 

Z opóźnieniem uświadomiłem sobie, że nie słyszę szumu wody. Spojrzałem w stronę łazienki. W drzwiach stał Vincent. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie pomieszane z ulgą. Owinięty w pasie ręcznikiem podszedł do Reidy.

– Też cię kocham, Reido – powiedział cicho. Dziewczyna podniosła wzrok, a w jej oczach widziałem tylko radość. Rzuciła mu się w ramiona, a on objął ją z uczuciem. Spojrzał na mnie. Delikatnie pokręcił głową z rezygnacją i patrząc mi w oczy, bezgłośnie powiedział:
– Przepraszam.

Przełknąłem gulę, która stanęła mi w gardle i po raz kolejny tego dnia ze zrozumieniem pokiwałem głową. Potem się wycofałem, by zapewnić im odrobinę prywatności. Jestem jednak pewien, że Vinc zdążył zauważyć ból w moich oczach. 

A teraz?

Jest piątkowe popołudnie, dokładnie tydzień po „imprezie” u Vincenta. Siedzę na egzaminie jak ostatni idiota, zupełnie nie wiedząc co napisać. Egzaminator patrzy na mnie wyczekująco, a ja, jak gdyby nigdy nic, wyglądam przez okno.

Nie rozmawiałem z Vincem od tygodnia. Nie wyjaśniłem mu zupełnie nic. On... chyba nie chce mnie widzieć. Staram się rozumieć, chociaż naprawdę mnie to boli. Mógłby poświęcić chociaż jedną krótką chwilę... Jest mi niesamowicie głupio, że wyszło tak, jak wyszło. Nigdy nie powinno do tego dojść. Czuję, że straciłem najlepszego przyjaciela.

Póki co nawet z Reidą mam lepszy kontakt. Ona... naprawdę zachowuje się inaczej, bardziej rozważnie. Jeszcze go nie zdradziła, albo przynajmniej zaczęła się z tym kryć. Raz czy dwa zapytałem ją o Vinca, na co wymijająco odpowiadała i szybko zmieniała temat. 

Jednak... jeszcze nie straciłem nadziei, że po rozwiązaniu problemu Vinc nadal będzie chciał się ze mną przyjaźnić. Przecież nikt nie wie, co przyniesie jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zBLOGowani.pl